Dzień 11 listopada w Siennicy

Niedawno obchodziliśmy kolejną rocznicę odzyskania Niepodległości. W swoim wystąpieniu na pięknej uroczystości zorganizowanej w naszej szkole podkreślałem, że winniśmy pamięć o tamtym pokoleniu, które tę wymarzoną wolność dla naszego kraju zdobyli i utrzymali. Niestety, wielu sienniczan, poniosło wtedy największą ofiarę, bo ofiarę ze swojego życia. W tym kontekście ciekawym mi się wydaje to, jak o niedawno odzyskanej niepodległości naszej Ojczyzny myśleli nasi seminarzyści. W „Jutrzence” z listopada 1926 r. znalazłem artykuł opisujący dzień 11 listopada w naszej szkole. Przytaczam go w całości.

DZIEŃ 11 LISTOPADA W SIENNICY.

Upaść może nawet i wielki naród Zginąć — tylko nikczemny".

Dzisiaj to właśnie 11-go listopada obchodzimy ósmą rocznicę wskrzeszenia Niepodległości, obchodziliśmy ją nader uroczyście. Domy poubierane były we flagi z barwami narodowemi. One to powiewały jakby chciały powiedzieć, że przez dziesiątki lat walczono, aby one tutaj mogły się znajdować. 

O godz. 9 wymaszerowaliśmy do kościoła. Po nabożeństwie w kościele odśpiewaliśmy „Beże coś Polskę” i powróciliśmy do sali gimnastycznej. Na sali panuje uroczysty nastrój. W głębi na tle wzorzystego kilimu widnieje portret Dziadka. Dziwnie słodko patrzy On na nas swemi dobremi oczyma. Przy portrecie dwóch kolegów trzyma honorową wartę. Na prawo wznosi się sztandar szkolny. Na sali widzimy moc młodzieży i sporą garść starszego społeczeństwa z Siennicy. Przyszli tu wszyscy poto, by podzielić się radością dzisiejszego dnia razem z nami. Na ustach każdego widać uśmiech - to uśmiech radości.

Wkrótce na widownię wysuwa się p. pr. Gliwicz i tłomaczy nam ideę dzisiejszego dnia. Padają słowa: Polska! Niewola! Walki! Kościuszko, Poniatowski, Dąbrowski, legjony, Wolność! Dalej słyszymy: „...ziściły się proroctwa trzech wielkich wieszczów naszych” i dalej „...łza dzisiejsza, która pojawi się w oku, to łza nie smutku, ale łza radości!...”.

Drugi przemawia p. pr. Janicki, który krótko przedstawia noc 10-11 listopada 1918 r. w Warszawie, gdzie sam wówczas przebywał w szarym mundurze legjonisty.

Po przemówieniach idziemy na korytarz, gdzie znajdują się portrety poległych kolegów w 1920 r. Zginęli pod Lwowem, Warszawą lub w odległych bagnach Prypeci. Ale oni cieszą się tym dniem razem z nami, tylko oni cieszą się tam... w krainie wieczności.

Po kilku słowach p. Dyrektora warta prezentuje broń, zaś z piersi naszych wysuwa się hymn: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród...”. Po odśpiewaniu wracamy na salę, gdzie padają wesołe tony orkiestry pod batutą jednego z kolegów. Potem rozchodzimy się, by o godz. 19 zebrać się przy radio i wysłuchać przemówienia Marszałka Piłsudskiego.

Przed godz. 19 zjawiamy się przy radio i czekamy. Jeszcze 10... 5 minut. Cisza... Słyszymy a właściwie, słuchamy... słuchamy. Każdy stara się być jaknajbliżej, by słyszeć każde słowo. Wtem padają ostatnie słowa. „Dowidzenia Państwu", i... koniec. Nie zrozumieliśmy, ale słyszeliśmy, przez kilkanaście minut łagodny, serdeczny głos Marszałka i to... wystarczy.... W ten sposób godnie zakończyliśmy największe narodowe święto.

 

JUTRZENKA Nr. 8-9 (49) z 1926 r.