10 lat Niepodległości - wspomnienie K. Gnoińskiego

Kazimierz Gnoiński w 1928 r. opublikował artykuł zamieszczony w „Jednodniówce powiatu mińsko-mazowieckiego z okazji dziesięciolecia niepodległości państwa polskiego. 11.XI.1918 – 11.XI.1928”, wydanej przez Drukarnię Polską M. Gołaszewskiego w Mińsku Mazowieckim. Jest to niezwykle cenny dla nas materiał, gdyż dyr. Gnoiński w ogóle niewiele publikował, a ponadto ten tekst dotyczy wspomnień z pierwszych lat istnienia seminarium, więc okresu odradzania się polskiej państwowości. Dziś, w roku Jubileuszu 100.lecia odzyskania Niepodległości na pewno warto ten tekst poznać.

  Z życia Seminarjum w  Siennicy. 

W maju 1916 roku pierwszy raz przyjechałem do Siennicy dla obejrzenia warunków pracy w miejscowym Seminarjum. Ładna falista miejscowość, mury poklasztorne, piękny stary ogród z sadzawką, przemawiały bardzo za sobą. Nie odstraszały ciemne i małe pomieszczenia szkolne, walące się drewniane budynki gospodarcze. Wobec ruiny całego kraju, były to rzeczy drobne. Pomimo ciężkiej ręki okupacji niemieckiej, szykan na każdym kroku, rewizji na rogatkach i w wagonach, braku najelementarniejszych potrzeb, żyła w zdrowej części społeczeństwa wiara, przekazana przez słowa wieszczów i mogiły powstańców.

Najmocniejsze, najszlachetniejsze jednostki z bagnetem w ręku walczyły o prawa Narodu inni rwali się do pracy, wykazując niejednokrotnie duży hart i pomysłowość.

W sierpniu tegoż roku zjechała gromadka nauczycieli na teren Seminarjum.

Pierwsze początki były trudne. Należało przekształcić Seminarjum, stworzyć program, zacierać nawyki szkoły rosyjskiej, uporządkować materiał uczniowski, a jednocześnie walczyć z brakiem żywności, opału, światła, trudnością komunikacji i t. p. A jednak harmonijny wysiłek nauczycieli i uczniów oraz ofiarność jednostek miejscowego społeczeństwa pokonywały, zdawałoby się, niezwyciężone trudności. Rytm serc, zgodny w wyczuciu konieczności dziejowej, dawne i nowe przykłady bohaterstwa w walce o wolność pozwalały skupiać siły. Młodzież garnęła się do pracy, poko­nywała ogromne trudności, wypełniała braki, nie odrywając się przytem myślą od walczących na froncie. Pod grozą wtargnięcia żandarmerji niemieckiej odbywały się ćwiczenia przysposobienia wojskowego, śpiewano rotę, wchłaniano każdą wieść z frontu, a przede wszystkiem w tej części, gdzie krwawiły się szare maciejówki legjonistów.

Obojętnie przyjęliśmy ogłoszoną przez okupantów niepodległość, z gorącem oburzeniem aresztowanie i uwięzienie Komendanta Piłsudskiego, oderwanie Chełmszczyzny, rozproszenie legjonów.

Umiłowania nauczycieli i młodzieży, żywy symbol tych umiłowań, mocna wiara w ostateczne zwycięstwo służyły, jako wspaniały czynnik wychowawczy. Nie byliśmy nieprzygotowani, kiedy w dniu 11 listopada Polska wstała wolna i niepodległa, krwawiąca jednak na wszystkich granicach.

Wyludniły się kursy seminaryjne. Chłopcy stanęli pod broń, i w parę miesięcy z ich grona mieliśmy zabitych i rannych pod Lwowem.

Pierwsze lata niepodległości do pomyślnych nie należały.

Po chwilowej radości po wzięciu Kijowa ze zgrozą śledziliśmy odwrót naszych wojsk, widzieliśmy oddziały, przechodzące przez Siennicę, często zdemoralizowane, słyszeliśmy o szybkim postępie armji nieprzyjacielskiej - wiary jednak w Naród i jego Wodza nie traciliśmy.

Stu dwudziestu uczniów i maturzystów stanęło do szeregu. Grono nauczycielskie także, kto mógł i jak mógł, oddało się do dyspozycji władz wojskowych.

Nastały ciężkie chwile. Zastępy bolszewickie wkroczyły do Siennicy.

Huk armat z pod Warszawy, różne nieprawdopodobne wieści, tupot wkraczającej nieprzyjacielskiej armji gnębiły serca i myśli; na szczęście niedługo.

Już w parę dni nadlatujące aeroplany bojowe polskie i panika wśród żołnierzy bolszewickich dawały do myślenia, że nie jest tak źle, później uciekające w popłochu oddziały nieprzyjacielskie wróciły radość i otuchę.

Ludność samorzutnie rzuciła się do rozbrajania nieprzyjacielskich żołnierzy, nie stawiających co prawda wielkiego oporu.

Seminarjum stało się chwilowym obozem jeńców, których przede wszystkiem należało wymyć i nakarmić.

Radość zwycięstwa drogo została okupiona. Nie doliczyliśmy się dziewięciu naszych, chłopców; wielu było rannych.

Zginął nauczyciel Antoni Królikowski, piękny charakter, człowiek o dużym harcie, który całe swoje życie poświęcił walce z przemocą nie­miecką i moskiewską a ostatecznie padł w pierwszych szeregach armji ochotniczej.

Zakończyły się zmagania z wrogiem zewnętrznym. Wróg został pokonany czynem zbrojnym, wspaniałym w swej błyskawicznej mocy, świad­czącej o tężyźnie młodego narodu.

Niestety!

Pozostał jeszcze wróg wewnętrzny. — Ciemnota mas, zła wola, głębokie rany zadane przez niewolę, a w związku z nią niewiara we własne siły, obawa czynu, a przede wszystkiem skarlała dusza niewolnicza, mrużąca oczy na światło i prądy odżywcze.

Przeżył naród ciężkie chwile w rozterkach wewnętrznych. Nie ominęły one i naszej uczelni. Pociechą było, że umiłowany Twórca niepodległości i Wódz narodu, przymusowo bezczynny w pobliskim Sulejówku, odezwie się od czasu do czasu, budząc otuchę w zalęknionych sercach.

19 marca był w owych czasach pięknym dniem w życiu Seminarjum.

Żywy symbol umiłowania Ojczyzny, bohaterstwa, poświęcenia dla narodu jednoczył w tym dniu większą część nauczycielstwa i młodzież.

Rozwijająca się normalnie praca w Seminarjum pozwalała wciąż powiększać skalę wymagań, dobierać wśród młodzieży materjał, nadający się do przyszłego zawodu. Wypuściliśmy w świat blisko 300 nauczycieli. Staramy się w miarę możności utrzymywać kontakt z naszymi wychowankami. Cieszymy się ich powodzeniem, smucimy, gdy odbiegają od wytkniętej drogi.

Wielu z naszych dawnych chłopców przyczyniło się wydatnie do rozwoju szkolnictwa, wielu z zapałem służy tej sprawie. Większość pracuje nad pogłębieniem wiedzy, interesuje się zagadnieniami społecznemi i państwowemi.

Zmieniły się także warunki zewnętrzne. Stanął piękny nowy gmach Seminarjum, dostosowany do nowoczesnych wymagań higjeny i nauki. Przybyło moc światła, powietrza, rozszerzyły się ściany naszej uczelni.

Ślicznie pomyślany front, szerokie, widne korytarze, hol z piękną klatką schodową, sale wykładowe, pracownie napełniają serca radością,— są jakgdyby istotnym dowodem, że żyje polska szkoła, że myśl twórcza pracuje, że jeszcze kilka lat zmagań z trudnościami, a stanie nasze szkolnictwo na takim poziomie, do jakiego prowadzi je tradycja dziejowa.

Dość spojrzeć objektywnie o dziesięć lat wstecz. Porównać to, co było, z tem, co jest, by stwierdzić ogromny dorobek, prężność i odporność na prądy wsteczne. A więc żyje polska szkoła, krzepnie i rozrasta, zdobywa posłuch i wiarę Niechże rozwija się nadal pomyślnie i mocno, kładąc podwaliny pod przyszłą wielkość i szczęście narodu.

Kazimierz Gnoiński